wtorek, 20 maja 2014

Rozmyślania na temat systemu demokratycznego


Już w tę niedzielę wybory.

I mam z nimi problem taki sam jak z każdymi wyborami, nie ważne czy samorządowymi, prezydenckimi czy europejskimi. Głównym powodem jest fakt, że jako anarchopacyfista nie wierzę w skuteczność systemu demokracji przedstawicielskiej i bliżej mi do idei demokracji bezpośredniej, organizacji oddolnej, instytucji zdecentralizowanych. Mam więc dylemat natury moralnej - brać udział w mechanizmach systemowych które poddaję krytyce, czy nie?

Z drugiej strony mój anarchizm jest już mocno "stłamszony" przez obserwację realnej rzeczywistości. Moja wiara w społeczeństwo i jego zdolność do świadomych, uczciwych i pokojowych zachowań właściwie nie istnieje, a kierunek studiów które wybrałem pozwolił mi głębiej zanurzyć się w fakty prawne, oraz poznać bliżej mechanizmy które kierują systemem politycznym nie tylko naszego kraju, ale też Unii Europejskiej i - właściwie w głównej mierze właśnie - świata.

Trochę więc pogodziłem się z faktem życia w systemie demokracji przedstawicielskiej, chociaż ilekroć obserwuję kampanie wyborcze i ten populistyczny cyrk na uśmiechy oraz sławne nazwiska, tylekroć załamuję ręce nad beznadziejnością i brakiem sensu takiego systemu. Ale czy jest jakaś inna opcja, która dawała by ludziom szerokie możliwości posiadania wpływu na politykę, przy zachowaniu pewnego "porządku"? To straszne, ale właśnie w taki sposób uderzyłem we własne poglądy anarchistyczne...

Stąd też postanowiłem już jakiś czas temu, że anarchopacyfizm - jego podstawowe, wolnościowe i prospołeczne, założenia - zachowuję w sercu, natomiast w głowie kieruję się bardziej "przyziemnymi" ideami, związane głównie z szeroko pojętą lewicą, czyli bardzo liberalnym podejściem do spraw społecznych, oraz socjalistycznym i antykapitalistycznym spojrzeniem na kwestie gospodarcze.

Tylko teraz dochodzimy do kolejnych kwestii - próbę zmuszenia siebie samego do głosowania na partie polityczne, które chociaż może są blisko moich "przyziemnych" poglądów, to i tak nie reprezentują w pełni tego co myślę. Do tego fakt, że podczas kampanii wyborczych posługują się oni populistycznymi rozwiązaniami absolutnie zniechęca mnie do zakreślania kwadracików przy nazwiskach określonych list.

Przykład? Mógłbym głosować na SLD-UP, ponieważ są reprezentują oni liberalne spojrzenie na kwestie społeczne, oraz socjaldemokratyczne na sprawy gospodarcze, a sama Unia Pracy jest chyba najbardziej lewicową i pro-pracowniczą partią na polskiej scenie politycznej (głosowałem już kiedyś na nich), ale nie mogę się przemóc, żeby zagłosować na listę, na której jedynką jest celebrytka Weronika Marczuk (która na bliboardach oprócz swojej zadbanej buzi nie prezentuje żadnych merytorycznych haseł), mimo, że na drugiej pozycji znajduje się inteligentny i wykształcony nauczyciel akademicki, którego teoretycznie mógłbym poprzeć. Teoretycznie, bo jednocześnie poparłbym wtedy "jedynkę".

Na szczęście w Łodzi z list Komitetu Wyborczego Demokracja Bezpośrednia (brzmi nieźle) startują członkowie Polskiej Partii Piratów (jeszcze lepiej), więc to na nich oddam swój głos. Niestety będzie to w praktyce głos zmarnowany, gdyż nie zapowiada się, aby cieszyli się oni dużym poparciem, tak więc szanse na wejście przedstawicieli tego Komitetu do Europarlamentu są żadne. Taki niestety jest nasz system, w którym wygrywają piękne buzie mające zaplecze i pieniądze na liczne spoty i bliboardy, a sensowne programy polityczne obchodzą tylko bardzo nieliczną mniejszość głosujących.

I faktycznie smuci mnie fakt, że właściwie zdecydowaną większość naszego społeczeństwa wybory nie obchodzą (wg. sondaży wybory te mają mieć najniższą frekwencję w historii). Z drugiej chciałoby się wierzyć, że zagłosują chyba ci zainteresowani tematem polityki, czyli... teoretycznie, świadomi tego na kogo głosują. Ale czy demokracja w przedstawicielska, w której wybierani politycy mają tak niski poziom legitymizacji władzy, jest dobrym systemem? No i czy frekwencja i zainteresowanie społeczeństwa wyborami byłyby większe w systemie demokracji bezpośredniej, czyli takiej opartej na partycypacji i wyborach?

Nie jestem zwolennikiem wprowadzania kar za nie chodzenie na wybory - co jest popularne w niektórych krajach Europy zachodniej, gdzie często za brak uczestnictwa płaci się kilkaset euro kary -  i faktycznie jestem świadomy tego, że w systemach politycznych które posiadają pewne elementy demokracji bezpośredniej - jak w Szwajcarii - ludzie są bardziej zainteresowani procesem rządzenia. Jest to spowodowane głównie tym, że kwestie które są poddawane pod referenda są żywo dyskutowane w mediach, więc ludziom ciężko jest uniknąć debaty publicznej, jednak mimo wszystko nie można być specjalistą od wszystkiego, i ludzie głosują na podstawie tego co mówią "autorytety" i "specjaliści", często bezmyślnie. A to już abstrahując od tego, o czym - i jak - się u nas w mediach mówi.

Nie jest też tak, że większość - która rządzi we wszelkich formach demokratycznych - ma zawsze rację. Potrzebne są zasady które zapewnią mniejszościom prawa do decydowania o sobie, ale po raz kolejny są na to jedynie dwa sposoby: albo ludzie (wszyscy) będą wierzyć w takie idee (anarchizm), albo wprowadzone zostaną odgórnie mechanizmy mające na celu zagwarantowanie mniejszościom określonych praw. Znowu, w praktyce, raczej mało popularne są partie które chciałyby w radykalny sposób tłamsić różne grupy ludzi (czyli dobrze), ale w teorii mogą one kiedyś dojść do władzy, co się zdarza chociażby przy okazji kryzysów ekonomicznych (przykład: Hitler i NSDAP).

Więc znów, w teorii, demokracja przedstawicielska jest na tyle elastyczna, że w wyborach do Europarlamentu są partie eurosceptyczne chcące obalenia Unii Europejskiej, więc system sam w sobie jest zdolny do transformacji. Często jednak, w praktyce, ludzie głoszący wzniosłe - radykalne czy nie - idee po dojściu do władzy niekoniecznie kierują się hasłami wyborczymi i interesem ludzi którzy na nich głosowali. Ba, to wręcz jeden z charakterystycznych elementów demokracji przedstawicielskiej - politycy myślą o ludziach (nie zawsze, ale najczęściej) jedynie przy okazji wyborów, po czym biorą pensję za nierzetelną pracę. Dlatego potrzebne są mechanizmy które umożliwiłyby odwoływanie deputowanych.

To też nie jest domena demokracji przedstawicielskich, że politycy po dojściu do władzy zapominają o wyborcach. Mówi się, że władza deprawuje, i coś faktycznie w tym jest. Stąd słabością anarchizmu jest fakt, że zawsze mogą pojawić się jednostki chcące więcej dla siebie - chciwość to naturalna wada człowieka. Przykładem mogą być komuniści w Rosji, którzy doszli do władzy w wyniku rewolucji, ale zamiast wprowadzać idee komunizmu w życie, zrobili z kraju twór totalitarny, nie różniący się zbytnio od faszyzmu.

Mógłbym teraz wysunąć wniosek, że nie powinniśmy poddawać krytyce systemów politycznych, ale ludzi i ich naturę. Byłoby to jednak dość pesymistyczne i absolutnie zaprzeczałoby mojej wierze (marzeniu?) w to, że kiedyś - w sposób naturalny, ewolucyjny - na świecie zapanuje anarchizm i pokój między wolnymi jednostkami. Jestem więc pełen sprzeczności i wewnętrznej walki. Poddawanie w wątpliwość własnych idei jest jednak chyba dobre i świadczy o inteligencji, tak więc chciałbym, żeby więcej ludzi - a tym bardziej polityków - było w stanie poddawać swoje poglądy krytyce.

Ten temat to temat rzeka. Abstrahując już od samych kwestii systemowych, pozostaje ta związana z poglądami partii które kandydują w nadchodzących wyborach. Nie jest jednak zamienić tego posta w krytykę prawicy, konserwatyzmu i eurosceptycyzmu, wchodzić w szczegóły związane w zasady funkcjonowania Unii Europejskiej, ani atakować poszczególnych partii i polityków z którymi się nie zgadzam i raczej na pewno nigdy nie zgodzę. Właściwie właśnie chciałem pisać o wyborach do Europarlamentu i na tym się skupić, ale przemyślenia na temat systemu demokratycznego jakoś we mnie tkwiły i same z siebie wypłynęło, więc niech tak też pozostanie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz