sobota, 16 marca 2013

Interpretacja Saturdays=Youth


Przedostatni album M83 zatytułowany "Saturdays = Youth" to dawniej najmniej lubiany przeze mnie album tej grupy. Różni się dość znacząco od poprzednich krążków, muzyka jest tutaj dużo bardziej wesoła, popowa i przypomina często muzykę lat 80. Dość spora różnica względem mroczniejszej ściany dźwięku, post-rockowych brzmień i epickiego - wręcz filmowego - elektro poprzednich albumów. Mimo to, nadal w wielu miejscach można odczuć "prawdziwe M83". Nie znaczy to jednak, że albumu nie lubiłem, ba, jest genialny, ot po prostu w porównaniu do arcydzieł w rodzaju "Before the Dawn Heals Us" czy "Dead Cities, Red Seas & Lost Ghosts" jest to płyta "tylko" bardzo, bardzo, bardzo dobra i wspaniała.
Ostatnio zacząłem jednak bliżej przyglądać się S=Y, próbowałem interpretować sens poszczególnych piosenek oraz złączyć je ze sobą. Punktem wyjścia do tego było wrażenie, że każda płyta M83 to pewnego rodzaju podróż,  przekaz który zaczyna się z pierwszym utworem i kończy na ostatnim, spójna całość która dojrzeniu jeszcze wspanialej wpływa na odbiór muzyki. Widać to już w pierwszej płycie, której nawet same tytuły tworzą krótką historię: Last Saturday - Night - At The Party - Kelly - Sitting - Facing That - Violet Tree - Staring At Me - I'm Getting Closer - She Stands Up - Carresses - Slowly - My Face - I'm Happy, She Said.

Przejdźmy teraz do przedostatniego albumu M83 (jeśli nie masz albumu, przygotowałem specjalną playlistę, po prostu kliknij tutaj). S=Y zaczyna się utworem "You, Appearing" i słowami:


It's your face
Where are we?
Save me

Poznajemy tutaj mężczyznę, prawdopodobnie mającego już swoje lata. Jawi mu się przed oczami - we śnie bądź na jawie - twarz ukochanej z czasów młodości, twarz która wywołuje w nim nawał wspomnień i żalu. Jest to nostalgiczna tęsknota za platoniczną miłością,dziewczyną z którą nie udało mu się stworzyć związku, a mimo to potrzebuje jej, pragnie jej, tęskni za nią, żałuje niewykorzystanych szans. Pierwszy utwór to jednocześnie wołanie o pomoc, wyraz żalu i pragnienia powrotu do czasów młodości.

To jest umotywowane również tym co mówił Anthony Gonzalez w wielu wywiadach, ta płyta to hołd złożony czasom kiedy ten był nastolatkiem. Sam Anthony wielokrotnie mówił o tęsknocie do tych wspaniałych lat młodości, wypowiadał się w różny sposób o tym jak niesamowicie wpłynęły one na jego twórczość, na jego obecne życie. Teraz zaczyna się część albumu poświęcona właśnie temu okresowi życia, jeśli jednak chcecie radosnej interpretacji, to muszę Was zmartwić - to chyba najsmutniejszy album M83.

W "Kim & Jessie" widzimy nastoletnią ślepą miłość pełną beztroski i szaleństwa (Kids of the woods / They are crazy about romance and illusions) w której młode, zakochane w sobie dziewczyny, próbują uciec przed rzeczywistością (Somebody lurks in the shadows / Somebody whispers). W jaki sposób to robią? Przez eksperymenty z narkotykami, o tym właśnie jest głównie ten utwór:

Dream dressed in blue
It's all they need for now and forever
Dazed by the moon
They shatter their heartbeats
With singing

(...)

They need to drown out out all the voices
They pass a bottle like it is water
And soon they'll be flying
They are gods, they are lightning!

Sama wypowiedź Anthony'ego: "A lot of people always tell me that M83 is always about melancholy music, so I wanted to write something happy with hooks, a bit kitsch. The lyrics are about two teenage girls having a drug experience."

Może jedna z tych dziewczyn to obiekt tęsknoty i miłości naszego głównego bohatera? Przejdźmy dalej do kolejnego utworu z płyty, czyli "Skin of The Night":


Like a moth she moves to the red light
Her blood warms and boils there
She skims the sweat like a new milk
And pops the buttons off her wet blouse

Oh Queen of the Night
Well she is deep inside
She is haunting me
(All of her soft parts call to me
She could be mine)

She digs her nails into her naked chest
Miles of veins fan out like a road map
She pulls back the skin to show her ribs
That twinkle like shooting stars

Tutaj powracamy do naszego głównego bohatera i poznajemy jego fantazje seksualne o umiłowanej kobiecie którą wspomina. Właściwie nie trzeba głęboko zagłębiać się w znaczenie tekstu, słowa tej piosenki ociekają wizją pięknej kobiety widzianej oczami zakochanego w niej mężczyzny, a uwodzicielski głos wspaniałej Morgan Kibby jeszcze bardziej uautentycznia ten obraz.

Linijka "She could be mine" śpiewana przez mężczyznę raczej daje nam do zrozumienia, że nigdy nie udało mu się nigdy być z tą kobietą, że było to jedynie platoniczne zauroczenie. Kto wie, czy nie czai się on gdzieś wśród drzew i nie obserwuje swojej miłości która razem ze swoją dziewczyną (przypominam, są to lesbijki) odpływa w narkotycznej ekstazie?

Mężczyzna cierpi, tęskni. "She is haunting me" wskazuje na fakt, że wizja tej kobiety nie pozwalała mężczyźnie normalnie funkcjonować - każdy kto był kiedyś platonicznie zakochany wie o czym mówię: o tej nieustannej tęsknocie i pragnieniu, o uciekaniu w fantazje i tworzenie w głowie scenariuszy i historii z obiektem naszych pragnień. Nasz bohater siedzi w półśnie w fotelu, cierpi i wspomina. Tęskni, pragnie. Goni za fantazjami.

W kolejnym utworze, "Graveyard Girl", poznajemy samotną, naiwną i zbuntowaną młodą dziewczynę którą można określić mianem emo i gotyckiego odludka. Wydaje się jej, że wie wszystko o życiu, jest zagubiona i czuje się niechciana przez świat. To ten typ samotnej dziewczynki noszącej czarne ubrania, ukrywającej się za czarnym makijażem, chodzącej na nocne samotne spacery i zaczytującej się w poezji okresu romantyzmu.

Death is her boyfriend
She spits on summers and smiles to the night
She collects crowns made of black roses
But her heart is made of bubble gum

(...)

Dark rags and red stars
She's the dirty witch of her high school
She worships Satan like a father
But dreams of a sister like Molly Ringwald


W drugiej części utworu wypowiada się sama bohaterka, choć jest to najprawdopodobniej wyobrażenie mężczyzny o tym co mogła by powiedzieć:

I'm gonna jump the walls and run
I wonder if they'll miss me?
I won't miss them
The cemetery is my home
I want to be a part of it
Invisible even to the night
Then I'll read poetry to the stones
Maybe one day I could be one of them...
Wise and silent
Waiting for someone to love me
Waiting for someone to kiss me
I'm fifteen years old
And I feel it's already too late to live
Don't you?

Piętnastoletnia "dziewczyna z cmentarza", zagubiona dusza która myśli o samobójstwie. Czyżby to ona była wybranką naszego bohatera? Ten tekst to przedstawienie sposobu w jaki nasz bohater ją widzi, a sposób w jaki to robi... jest niesamowity. Zwróćcie uwagę, jak bardzo prosty jest to tekst, wręcz "prostacki", oklepany, pseudodramatyczny, ale jednak widać w tym... dostrzeżenie czegoś więcej, zafascynowanie, zaciekawienie, zauroczenie, wejrzenie pod gotycką fasadę i ujrzenie jej zagubionego, prawdziwego wnętrza. Genialne w jaki sposób można w tak prostych słowach oddać platoniczną miłość do tak nieosiągalnej i zamkniętej w sobie dziewczyny.

"Colours". Głównie instrumental, ale przecież muzyka sama w sobie najlepiej opisuje emocje. A instrumental od M83? Podróż w samo serce duszy. Z pozoru radosny utwór jest tak naprawdę wymieszaniem pięknych wspomnień z czasów młodości oraz obecnego poczucia beznadziejności i tęsknoty - na ten drugi stan wskazują następujące (i jedyne w tym utworze, pojawiające się pod koniec) słowa:

Chasing colors in my fears
I need yourself

Mógłbym się teraz rozwodzić nad tym jakie to piękne, genialne i epickie, ale pozostańmy przy interpretacji. Nasz bohater jest zagubiony, samotny, przepełniony strachem. Szuka on jednak szczęścia, czuje potrzebę aby być kochanym, potrzebnym. Potrzebuje nawet SIEBIE. Jest w stanie takiej agonii i cierpienia, że nie może liczyć nawet na samego siebie, gdyż przez ten strach i poczucie opuszczenia nie jest już tą osobą, którą kiedyś był, lub którą chciałby być. Stan takiej depresji to powrót do naszego bohatera wspominającego młodość, czasy szczęścia i wielkich szans, szans których wykorzystał: nie udało mu się dotrzeć do kobiety którą kochał, do kobiety której teraz potrzebuje...

Kolejny utwór, "Up!", to znowu ucieczka w fantazje i narkotyki, tym razem z udziałem głównego bohatera.

If I clean my rocket
We'll go flying today
And we'll hit the pockets
Of warm and crispy air

Oh, you lovely boy 
You smell so sweet
We ride so well
And we load our pistols 
As we perch upon my razor wings
Up to the planets 
Up to the bodies of the galaxy
We fly, we feed, we suck, we bleed, we need

(...)

Oh, we flee the scene 
Of our little crime
We feel so free
But the hounds of law 
They bite our heels
As we retreat
Up to the planets 
Up to the bodies of the galaxy
We fly, we feed, we suck, we bleed, we need

Rakieta niczym strzykawka, która "oczyszcza się" przez strzyknięcie jej zawartości do żył. Poczucie wolności, zapomnienie o rzeczywistości, ucieczka do fikcyjnego świata marzeń i narkotycznych wizji, podróż na inne planety, do innych galaktyk, a to wszystko z ukochaną dziewczyną. Wydaje się jasne, że cały ten tekst to właśnie "podróż" na haju, kto wie czy nasz bohater zaciekawiony "zainteresowaniami" swojej lubej nie postanowił samemu spróbować?

Latamy (na haju), karmimy się (życiem), ssiemy (bierzemy co się da), krwawimy (cierpimy), potrzebujemy (kogoś).

Kolejny utwór, "We Own The Sky", opowiada o poczuciu wolności i radości. Każdy to zna: "mogę wszystko!", "będę kimś!", "wszystko przede mną!", "jestem młody i piękny!", to poczucie jedności z całym światem, z naturą, nie ważne nawet czy na haju czy pod wpływem zwykłej radości z życia - o tym właśnie jest ten utwór.

Each shade of blue
Is kept in our eyes
Keep blowing and lightning
Because we own the sky

Niebo to nasze życie, każdy odcień tego nieba to część nas samych, ale jednocześnie jest to większa całość, jesteśmy częścią natury, swoimi działaniami ("blowing and lightning") możemy zmieniać obraz świata, całej rzeczywistości. To wrażenie siły i potęgi, jakże wspaniałe poczucie własnej wielkiej wartości!

Secrets from the winds
Burnt stars crying

Soft soft or cruel
Can't we change our minds?
We kill what we build
Because we own the sky

Jesteśmy tak potężni, że możemy sami decydować o swoim losie, o tym czy będziemy dobrzy czy źli, możemy też kształtować otaczającą nasz rzeczywistość, tworzyć i niszczyć to co stworzyliśmy. Jesteśmy potężni, młodzi i piękni!

Secrets from the winds
Burnt stars crying

So many moons here
Lost wings floating

It's coming, it's coming now!
It's coming, it's coming now!
What's coming? What's coming now?
What's coming? What's coming now?

It's coming from the sky
It's coming like the wind

Stajemy przed taką potęgą, że zaczynamy odczuwać przed nią strach ("It's coming, it's coming now!"). Możemy tak wiele, że zaczynamy dostrzegać skutki naszego postępowania ("Burnt stars crying"), wycofujemy się ("Lost wings floating") i przez to dorastamy, gubimy beztroskę przez zetknięcie się z rzeczywistością.

Utwór o dorastaniu, o wybudzeniu się, o niepewności i strachu przed rzeczywistością ("What's coming? What's coming now?"). To jednocześnie  hołd dla uczucia wolności za którym tęskni nasz bohater. Z tym przechodzimy do kolejnego utworu, "Highway of Endless Dreams", w którym muzyka jest niesamowicie ważna, spójrzmy jednak na słowa:

7am dusty road
I'm gonna drive until it burns my bones

Crossing a dream with my old car
Its smell brings the dead memories back

Crossing a dream...

Znowu wspomnienia! Sen o dawnych latach, nostalgiczne wspomnienie pierwszego samochodu, samochodu którym mogliśmy jechać przed siebie nie dbając o nic, bez brania odpowiedzialności za swoje życie i za życie innych. Czysta wolność.

Czyż to nie jest wspaniałe? Ciągle jesteśmy z naszym bohaterem, siedzącym w fotelu, śniącym, tęskniącym, smutnym i przerażonym, jednocześnie dotykamy jego radosnych i pięknych lat młodości, lat które każdy z nas przeżył i za którymi każdy z nas tęskni (bądź tęsknić będzie).

Kolejny utwór: "Too Late". Tytuł mówi chyba wszystko, sama muzyka wprowadza w bardzo nostalgiczny nastrój, ale przejdźmy do tekstu:

I look into your eyes
Diving into the ocean
I look into your eyes
Falling

Like a wall of stars
We are ripe to fall

Czyż to nie piękne? Czyż to nie jasne? On ciągle pamięta o jej oczach, tonie w ich pięknie, oczy są przecież zwierciadłem duszy, najpiękniejszą częścią kobiecego ciała, to w nich mężczyzna się zatraca, w ich pięknie tonie. 

And if you are a ghost
I'll call your name again
And if you are a ghost
I'll call your name...

You, always

Wizja ukochanej jest aż tak realistyczna, że wydaje mu się, że stoi ona przed nim. Cała ta podróż przez poprzednie utwory była spowodowana widokiem miłości z dawnych lat, młodej dziewczyny z która nigdy nie udało mu się być, za którą tęskni i której potrzebuje. Radość czasów młodości nie ma nic do rzeczy, było minęło, stracona szansa. 

You, appearing. You, always. Ty zawsze będziesz ze mną, w moich wspomnieniach, w moich marzeniach, fantazjach. Utracona miłość która nigdy nie powróci, miłość która jest tak realna, że sprawia wrażenie, że jest tuż obok. Przejdźmy dalej, kolejny utwór, "Dark Moves of Love", ściśle wiąże się z tym tematem. 

Najpierw mówi mężczyzna:

The time is blowing out
Dividing you and me
Can you see me?

Widzi swoją miłość, nie chce jej utracić, błaga ją żeby zwróciła na niego uwagę.

Teraz mówi kobieta, patrzy na niego, woła go:

Everything is wrecked and grey
I'm focusing on your image
Can you hear me in the void?

Po czym znowu, powtarzając wielokrotnie, mówi mężczyzna:

I will fight the time and bring you back
I will fight the time and bring you back
I will fight the time and bring you back
I will fight the time and bring you back
...

Rozpaczliwe pragnienie powrotu do dawnych lat, pragnienie zmiany przeszłości, cierpienie spowodowane świadomością niewykorzystania szansy, gotowość do walki... Mężczyzna próbuje uratować obraz ukochanej, jej piękną twarz wołającą do niego...

Nie potrafi. "Midnight Souls Still Remain". Budzi się, a próba uratowania wizerunku ukochanej się nie udaje, obraz się rozmywa. To wszystko to był tylko sen, a on wraca do szarej, nudnej i ponurej rzeczywistości wypełnionej smutkiem i samotnością.

W skrócie i podsumowując konkretne utwory:
1. Pojawia mu się obraz ukochanej, zaczyna wspominać
2. Obserwuje on swoją lubą jak ta odpływa w narkotycznej ekstazie w lesie
3. Fantazjuje o niej
4. Widzi w dziewczynie z cmentarza zagubioną duszę, chce jej pomóc, być z nią
5. Powraca częściowo do rzeczywistości, chce wrócić do tamtych czasów, cierpi
6. Wraca do wspomnień, fantazjuje na haju o podróży do gwiazd ze swoją ukochaną
7. Poczucie wolności, radość z życia, strach i niepewność przed dorastaniem
8. Znowu półsen i ucieczka we wspomnienia, zapach wolności i pierwszego samochodu
9. Esencja jego miłości do nigdy nie zdobytej kobiety, tonie w jej oczach
10. Rozmawia z ukochaną, jest gotowy do walki, chce zmienić nawet cofnąć się do przeszłości i naprawić swoje błędy
11. Wybudzenie się, utracenie obrazu ukochanej, powrót do rzeczywistości

Z całym tym obrazem możemy pójść z interpretacją jeszcze dalej: nasz bohater dowiaduje się o śmierci ukochanej - możliwe, że samobójczej - widzi jej ducha, nieważne czy prawdziwego, może jego umysł płata mu figle, tak czy inaczej sen jest niezwykle realistyczny. Jej widok budzi wspomnienia i tęsknotę. I dopiero teraz, kiedy odeszła, jest szansa, żeby z nią porozmawiać. Siada więc w swoim fotelu i postanawia do niej dołączyć - przecież nie ma po co żyć, cierpi, chce z nią być.

Mocniejsza jednak (wbrew pozorom) byłaby jednak wizja mężczyzny który nie popełnia samobójstwa, ot po prostu tak wygląda jego typowa sobota (saturdays!). Czas wolny i brak pochłonięcia pracą powodują, że człowiek po prostu tonie w swoich rozmyślaniach, a nasz bohater po prostu wspomina, tęskni i żałuje. I tak przez całe życie.

I tak oto "radosny" album zamieniliśmy w najsmutniejszą podróż jaką można sobie wyobrazić.

środa, 13 marca 2013

Goodbye Star Wars?


Niesamowite jak niektóre rzeczy potrafią się zmieniać, odwracać o 180 stopni, zaskakiwać i wpływać na zwykłe życie szarego człowieka. Jeszcze pół roku temu z radością pisałem o nowych projektach w świecie Star Wars, zapowiedzianych głównie na Celebration, czyli jeszcze przed informacjami o przejęciu przez Disney i kolejnej Trylogii. Informacjami, które przyjąłem z entuzjazmem i podekscytowaniem, o czym zresztą zrobiłem podsumowanie na blogu i które po uzupełnienie o oficjalną zapowiedź filmowych spin-offów zamieniły się w taki oto wpis.

Pozwolę sobie zacytować: Jeśli kiedykolwiek mogła mi przejść przez głowę myśl, że Star Wars kiedyś się skończy, że skoro nie będzie nowych Epizodów to na książkach, grach i komiksach daleko to uniwersum nie zajedzie to... Wow, byłem w błędzie.

Pozwolę sobie sparafrazować: Jeśli kiedykolwiek mogła mi przejść przez głowę myśl, że Star Wars ma się świetnie, że skoro będą nowe Epizody, filmy, książki, gry i komiksy to uniwersum zajdzie niesamowicie daleko to... Wow, byłem w błędzie.


"W planach Trylogia Sequeli (2015, 2017, 2019), Epizod VII w pre-produkcji" - problem w tym, że tak naprawdę nie wiadomo jakiej jakości filmy dostaniemy, czy będą godnymi następcami III-VI, czy będą wystarczająco epickie. Nie wiadomo też w jaki sposób wpłyną one na ustanowiony kanon, kanon którym żyłem od premiery Zemsty Sithów, zaczytując się w kilkudziesięciu książkach poszerzających wszechświat i opisujących kolejne przygody znanych bohaterów. Jest to więc kwestia z gigantycznym potencjałem, ale jednocześnie budząca niepewność dla przyszłości Star Wars.

"W planach seria spin-offów, z czego jeden już w pre-produkcji" - tak jak wyżej, a może i jeszcze bardziej niebezpiecznie? Jak można robić film o Boba Fettcie jeśli wiadomo o nim aż tak dużo? Pewnie, można, ale boję się, że korporacja i scenarzyści będą woleli wolność tworzenia i nie ograniczanie się istniejącym kanonem. Jest to więc również kwestia z gigantycznym potencjałem, ale jednocześnie niepewna dla przyszłości Star Wars.

W tym roku II i III Epizod w 3D w kinach, w przyszłym roku zapewne zobaczymy OT 3D - wejście filmów w 3D do kin zostało zawieszone. Mała strata dla Star Wars, ale jednak strata.

W powietrzu wisi serial aktorski Star Wars: Underground którym prawdopodobnie zajmie się ABC - wisi w powietrzu, i tyle. I tak może wisieć jeszcze długo. Oczywiście ABC otwiera nowe drzwi, jest szansa na wysoki jakościowo serial, ale kiedy czy i w ogóle... Nie wiadomo. Jako, że serial pewnie nie powstałby ostatecznie gdyby do przejęcia nie doszło, nie ma to większego wpływu na świat Star Wars. Szkoda tylko tej kasy którą wydali na pre-produkcję i napisanie ponad 50 scenariuszy.

W powietrzu wisi serial dla młodszej widowni - wisi, może, ale właściwie co mnie to obchodzi, nie chcę papki dla dzieci, ale poważnego serialu i brutalnej gry komputerowej. Nie ma znaczenia.

Dopieszczany jest animowany serial komediowy Star Wars: Detours - na który wydano grube miliony i który zostaje zawieszony i schowany do szuflady. Wielka strata dla Star Wars.

The Clone Wars trwa, tydzień temu mieliśmy setny odcinek, przed nami jeszcze przynajmniej 2 sezony - przynajmniej 2 sezony? Cóż, przed nami zaledwie parę odcinków, nawet nie wiadomo w jakiej dystrybucji. Serial został anulowany, gigantyczna strata dla świata Star Wars (i nie mam zamiaru tutaj wchodzić w polemikę z hejterami których ta wiadomość cieszy). Wygląda też na to, że cała doświadczona i utalentowana ekipa tworząca Wojny Klonów zostanie zwolniona. Zapowiedziano kolejny serial, ale czym będzie? Kto będzie go tworzył? Czy nie będzie to trash dla casuali? Gdyby tworzyła go obecna ekipa TCW to byłbym nastawiony pozytywnie, ale tak jak wspomniałem - lecą głowy.

The Old Republic ma się dobrze, a w planach kolejne gry, w tym zapowiadające się fantastycznie 1313 - faktem jest, że SWTOR ma się świetnie, tak jak nigdy: nadchodzi wielkie rozszerzenie, a duże patche są dostarczane regularnie co 4-5 tygodni. To dobrze. 1313 niestety leży zawieszone od października, a Disney nie wyraził ochoty na produkowanie gier. Jest to gigantyczna strata dla Star Wars.

Oprócz "1313" i braku zainteresowania dla gier, problemem jest też Star Wars: First Assault, sieciówka FPS która była w produkcji już od jakiegoś czasu i która miała mieć premierę we wrześniu. Miał to być również "test" dla LucasArts - gdyby gra odniosła sukces, wskrzesiliby serię Battlefront. First Assault leży w zawieszeniu, Battlefront 3 pewnie nigdy już nie powstanie. Ciekawą i optymistyczną informacją są plotki, jakoby Oblivion próbowało dostać licencję na Star Wars i stworzyć epickie RPG osadzone między III i VI epizodem, problem w tym, że w obecnej sytuacji jest to mało realne... Gigantyczna strata dla Star Wars.

Faktem jest jednak to, że LucasArts od kilku lat nie wydało żadnej dobrej gry. Oprócz The Old Republic od 2005 roku nie pojawił się żaden epicki tytuł godny uwagi. The Force Unleashed? Można było zagrać raz, albo dwa. Nie była to zła gra, druga część jednak zawiodła, a trzecia nigdy nie powstanie. Oprócz tego raczono nas grami LEGO (kupa zabawy, ale to jednak zabawa dla lolzów), Kinecktami, jakimiś Pinballami i innymi dziwami. Wszyscy fani głośno krzyczą od lat: chcemy Battlefront 3! Chcemy Republic Commando 2 (Imperial Commando?)! Chcemy nowe epickie RPG i RTS! Chcemy nowe X-Wingi (symulator walk w kosmosie)! I co? I nic. Disney daje szansę na polepszenie tej sytuacji, o ile firma zachowa niezależny status, a korporacja nie będzie wolała inwestować w casualówki na smartfony. Niestety wygląda na to, że w takim kierunku to idzie. I tak, First Assault oraz 1313 miało tę kiepską passę LucasArts zmienić. Miało, miało...

Książki i komiksy mają się dobrze, ogłaszane są nowe pozycje i serie - w komiksach nie siedzę, ale kwestia przyszłości licencji dla Dark Horse wisi na włosku, ze względu na to, że Disney ma Marvela, a Marvel to komiksy. Serie są kontynuowane na razie, powstała również nowa seria "Star Wars" dla casuali. Książki? Są zapowiedzi, piszą się nowe, problem w tym, że nie dostaniemy w najbliższej przyszłości żadnej dłuższej serii książkowej - może dobrze, może nie, ja tam polubiłem NEJ, Dziedzictwo Mocy i Przeznaczenie Jedi. Problemem jest również kwestia tego jak na EU wpłyną nowe filmy, ale przymykam na to oko na razie, gdyż nic nie wiadomo w tej kwestii, jest więc całkiem nieźle.

Licencja się sprzedaje wyśmienicie: powstają nowe karcianki i gry figurkowe, a Angry Birds Star Wars okazało się sukcesem i strzałem w dziesiątkę i pewnie na tym się nie skończy - ale właściwie po co nam to? Problemem jest fakt, że gierki na smartfony zarabiają więcej niż poważne produkcje na konsole i pecety, są też mniej ambitne i tańsze. Nie jest więc dobrze, jeśli Disney obierze taki kierunek...

W tym roku Star Wars Celebration Europe II, spęd nerdów ze Starego Kontynentu! - ale właściwie po co, skoro nic nie wiadomo, a właściwie wszystko co zostało zapowiedziane na ubiegłorocznym Celebration zostało skasowane? Jest fajnie, ale właściwie to nie wiadomo jak to wyjdzie.

Jak widać, obaliłem tym samym prawie wszystko, co świadczyło o światłej i pięknej przyszłości dla Star Wars. Pewnie, nowe filmy i Epizody - świetna sprawa! Problem w tym, że jak na razie więcej na tym straciliśmy niż zyskaliśmy.

Bycie dalej aktywnym fanatykiem Star Wars to stąpanie po cienkim lodzie - mam zamiar jak na razie podjąć to ryzyko, przynajmniej do 2015 i premiery Episode VII.

środa, 6 marca 2013

M83 - StarWaves


Przypadki się zdarzają, czasami dość komiczne, a czasem wywołujące istną zadumę nad tym, że może coś za te sznurki pociąga... Tak czy inaczej, dzisiaj wpadłem w taką zadumę nad potęgą Mocy, dzięki wejściu w Google, wpisanie frazy "Oblivion M83", zaznaczenie opcji "ostatnie 24 godziny" i kliknięciu SZUKAJ. Dlaczego to zrobiłem? Już wyjaśniam.

Jestem wielkim fanem francuskiego zespołu M83 (obecnie projektu solowego*, no i bardziej amerykańskiego niż francuskiego**), który wydał kilka bardzo różnorodnych albumów, dotykając przeróżnych gatunków muzycznych, głównie epickiego elektro, ambientu, post-rocka, hipnotyzujących ścian dźwięku i hałasu gitar oraz perkusji, czasem trochę bardziej popu w klimatach lat 80., dotykając nawet muzyki klasycznej.

Nadchodzący album M83 to soundtrack do filmu Oblivion, filmu twórcy TRON: Legacy którego muzykę komponował Daft Punk. Sam Kosinski twierdził, że tworząc komiks (którego adaptacją jest film), czerpał inspiracje słuchając właśnie M83 i jego epickiego albumu "Before the Dawn Heals Us". Album ten jest bardzo "filmowy" i właśnie liczę na to, że w takich klimatach (za które kocham M83) będzie utrzymane score do tego filmu.

Tak czy inaczej, skoro jestem wielkim fanem (i to jedyny zespół który tak naprawdę KOCHAM), to śledzę i czekam na nowy album, którego premiera powinna się odbyć WKRÓTCE (premiera filmu za miesiąc). Czy często wbijam tę frazę w Google? Co kilka dni. Nawet od grudnia nie słucham M83, na last.fm zatrzymałem się na 4999 utworach czekając na ten przełomowy pięciotysięczny właśnie na soundtrack. To było jak odwyk, jak zmuszanie się do cierpienia, do katuszy w tęsknocie za ukochaną muzyką...

No i wpisałem tę frazę nie licząc na to, że coś znajdę, a.... Natrafiłem na artykuł ze strony Rolling Stone Music, artykuł który pojawił się "10 minut temu", artykuł który zawierał w sobie ekskluzywny pierwszy utwór z płyty z muzyką do Oblivion... StarWaves.

Utrzymany w klasycznym klimacie M83 utwór to powrót do epickiego i rozwlekłego filmowego ambientu znanego z drugiej i trzeciej płyty  - przykładowo "Lower Your Eyelids to Die With the Sun" - z elementami muzyki orkiestrowej rodem z "Outro" z Hurry Up, We're Dreaming. Utwór kończy dość spokojny chór, zapowiadający jednak niesamowity rozmach płyty i klimat który kocham. Zresztą, wystarczy posłuchać.

Premiera: 9 kwietnia!
No dobra, ale wracając do przypadków, to mamy już jeden - tchnięty dziwnym przeczuciem natrafiłem na dopiero co opublikowany długo oczekiwany teaser jeszcze dłużej oczekiwanego albumu - to teraz przejdźmy do drugiego.

Jestem również wielkim fanem Röyksopp, norweskiego duetu tworzącego muzykę elektroniczną. Zapowiedzieli oni niedawno nowy album, wydając jednocześnie nowy utwór "Running to the Sea". Utwór w którym się zakochałem od pierwszego przesłuchania, nie tylko dlatego, że był on wspaniały pod względem muzyki, ale również dlatego, że bardzo spodobał mi się niesamowicie głos Susanne Sundfør (uwielbiam kobiece głosy w muzyce elektronicznej, ostatnio szaleję za CHVRCHES i ich wokalistką).

No, a Susanne Sundfør ma śpiewać dla M83 w nadchodzącym albumie...

Kończąc wpis przyznam i zapowiadam, że na film nie czekam aż tak jak na soundtrack. Pewnie, że świetnie byłoby, gdyby obraz był godny M83, a film wpisał się w kategorii ulubionych, ale nie będę zawiedziony, jeśli będzie średni albo po prostu kiepski. Ja chcę po prostu nową muzykę M83...


*Zespół zaczynał jako duet - Anthony Gonzalez oraz Nicolas Fromageau - ale po wydaniu drugiego krążka jeden z członków grupy - Nicolas - odszedł, rozpoczynając swoją własną karierę. Anthony "korzysta" jednak z pomocy różnych muzyków, np. wokalistki Morgan Kibby.
**M83 narodziło się w Antibes, we Francji, ale Anthony po wydaniu przedostatniego albumu przeniósł się do Los Angeles, głównie dlatego, że kocha Stany, ale również potrzebował nowych inspiracji (gwiaździste niebo nad amerykańskim stepem - w takich warunkach Anthony tworzył muzykę do ostatniego albumu...) oraz liczył na wejście w biznes filmowy, o czym marzył zanim jeszcze narodziło się M83.