wtorek, 19 lipca 2016

Pokémon Go, czyli powrót do czasów dzieciństwa i lek na depresję

O Pokémon Go usłyszałem na krótko przed premierą. Sama koncepcja brzmiała super: zwiedzanie świata i łapanie pokemonów. Kto o czymś takim nie marzył? Aplikacja i jej niezwykła popularność przeszły jednak moje najśmielsze oczekiwania, zmieniając nieco mój sposób spędzania wolnego czasu i przynosząc nieco radości w życiu. Fajnie, nie?

No ale po kolei. Zaczęło się od wyjazdu na weekend do rodziny. Dwaj młodzi kuzyni, z pokemonami nie za dobrze obeznani. Czemu by ich nie wkręcić? Aplikację zainstalowałem właśnie po to. Zresztą i tak spodziewałem się, że może mi się nieco nudzić, bo o ile wieczorne siedzenie przy piwie zaspokaja moje potrzeby, to duszenie się na ogrodzonym terenie w słońcu w dzień - nieco mniej. Połaziliśmy więc po okolicy łapiąc Pokemony i odkrywając nowe funkcje aplikacji. I już wtedy pomyślałem, że "to będzie coś", bo z Igorem, moim najmłodszym kuzynem, spędziłem ponad godzinę spacerując między domami i blokami, rozmawiając i po prostu świetnie się bawiąc. Mogłem go nieco lepiej poznać i nadrobić zaległości. "Podoba mi się, ciekawe czy mam jakieś pokestopy pod domem w Łodzi", pomyślałem.


Okazało się, że pokestopów nie ma. Jest za to gym. Niepozorna kapliczka stojąca obok parkingu okazała się być moim lokalnym centrum pokemonowych pojedynków i walki o teren między trzema frakcjami. Ja wybrałem oczywiście niebieskich, czyli Team Mystic, moja postać została bowiem wykreowana na wzór niebieskowłosej Drobinki, bohaterki mojej przygody w Star Wars: The Old Republic.

I co najlepsze, polowanie na Pokemony okazało się być jedynie dodatkiem do świetnej zabawy przy eksplorowaniu miasta i poznawaniu nowych ludzi. Grupy na Facebooku szybko przerodziły się w spotkania i nowe znajomości. Z jednego z wypadów, podczas którego złapałem wreszcie Pikachu, wróciłem o 9 rano następnego dnia... I bawiłem się wyśmienicie. Tak, wreszcie miałem pretekst żeby ruszyć tyłek z domu. I zrobić to z chęcią oraz przyjemnością! Mało tego, w związku z tym, że od kilku miesięcy poruszam się po mieście na rowerze, jest mi łatwiej docierać w niektóre miejsca, korzystać z rzuconych przez innych graczy przynęt. No i czuję się przy okazji dokładnie jak bohater klasycznej gry na Game Boy albo Ash z pokemonowego anime.

Dużą frajdę daje mi również świadomość, że jestem częścią światowego i popkulturowego fenomenu, który na zawsze wpisze się w historię i bez wątpienia zmieni sposób w jaki spędzamy wolny czas, bawimy się, robimy marketing, myślimy o mediach społecznościowych i o platformie mobile. Dobrego smaku dodaje również fakt, że jest to druga eksplozja popularności Pokémon jaką miałem okazję przeżyć, przez co czuję, że jestem znowu dzieckiem. Z jedną różnicą - korytarz szkolny został zastąpiony przez całe miasto!

Mam nadzieję, że przede mną jeszcze dużo zabawy, nowych rozmów, spotkań i epickich wypraw. W ciągu tych dwóch tygodni poznałem swoją okolicę i wiem już, gdzie w Łodzi znajduje się jaki park. Fajna przygoda i jakoś tak mniej samotnie się na chwilę poczułem :) Marzenia się spełniają, nawet jeśli nie do końca tak, jak by się tego chciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz