czwartek, 26 listopada 2015

O tym jak horror gore okazał się być psychologicznym dramatem

Zupełnie przypadkowo zobaczyłem w internecie dwie pierwsze minuty japońskiego filmu zatytułowanego Riaru Onigokko (2015). Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, co to dokładnie jest, choć to okraszone wietnamskimi literkami video zaskoczyło mnie szokującym zwrotem akcji i niezwykle dobrym wykonaniem. Szybkie rzucenie okiem w komentarze skierowało mnie na trop: film okazał się być filmem pełnometrażowym, a na jego temat można było znaleźć nieco niepełnych informacji. Nawet trailer był - głupawy kicz zapowiadający durną i dziwną sieczkę.

No dobra, jestem ciekaw co dalej stało się z dziewczyną z filmiku, "obejrzę kilka minut dla beki i wyłączę", pomyślałem...

Film zaintrygował po pierwszych kilku minutach muzyką - delikatnym post-rockiem. Aktorstwo również nie zapowiadało, aby film miał być zwykłą i durną sieczką dla debili. OK, oglądam, wciąga...

Po 40-minucie zacząłem dogłębnie analizować treść, szukać przesłania, domyślać się znaczenia przedstawionych scen i wydarzeń. Zwroty akcji za zwrotami akcji, choć na pierwszy rzut oka idiotyczne, w kontekście pełnego obrazu intrygowały, hipnotyzowały.


I cóż, film, który miał być horrorem gore, okazał się być psychologicznym dramatem o zmaganiu się z depresją i stanami lękowymi. Ostatnie ujęcia filmu nadal... szokują, w sposób, którego się nie spodziewałem.

Czy wszystkie kobiety z dotrą do wymarzonego celu? Czy przełamią swój strach? Tego nie zdradzę. Film polecam.

No i ta muzyka...

Generalnie przyznam, że najbardziej lubię filmy, które zaskoczą tym, że są dobre. Kiedy siadam do "oklaskiwanego" i "nagradzanego" na Festiwalach obrazu, to jeśli okaże się on dobry, to fakt ten jedynie potwierdzi opinie innych twórców. "No faktycznie, mistrzowski obraz", mogę przyznać.

No, ewentualnie uznam "dzieło" za pseudoartystyczny kicz, jak to mi się czasem zdarza.

W tym przypadku padłem ofiarą wyjętego z kontekstu fragmentu filmu oraz dziwnego, nie pasującego do obrazu trailera (celowy zabieg?). Film jednak zaskoczył i uderzył emocjonalnie z wielką siłą. Zmusił do refleksji, do myślenia. Zahipnotyzował.

Przykłady innych filmów, które mnie tak zaskoczyły? Perfect Sense, Upstream Color, 28 Days Later, I Origins, Sunshine. I pewnie kilka innych tytułów, które wyleciały mi z czaszki. Filmy te łączy często to, że bywają niedocenione, niezrozumiałe, ale rozpieprzają emocjonalnie. Może kwestia mojego gustu, a może dziwnej, nad wyraz czułej wrażliwości?

Kiedy pisze te słowa, Riaru Onigokko ma na FilmWeb dwie oceny. Jedna jest ode mnie - na razie 8 z serduszkiem, choć rozważam 9. W mojej skali to bardzo dużo.

Może obejrzysz? Ten film potrzebuje inteligentnego widza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz