czwartek, 18 grudnia 2014

Legitymizacja groźby terrorystycznej jako skutecznego narzędzia nacisku

Od dzisiaj, jeśli nie podoba nam się jakiś film - czy to ze względów politycznych, stricte ideologicznych, kulturowych, czy jakichkolwiek innych - wystarczy pogrozić wysadzeniem kin, aby skutecznie zablokować jego premierę. Taki oto precedens ustanowiło dzisiejszą decyzją tchórzowskie Sony.

Beznadziejności tego posunięcia nie trzeba tłumaczyć nikomu, kto chociaż w minimalny sposób potrafi wyprowadzać logiczne wnioski w procesie intelektualnego rozmyślunku. Hakerstwo i retoryka terrorystyczna stanie się teraz skutecznym narzędziem, dzięki któremu przeróżne organizacje będą mogły wpływać na to co zobaczą normalni odbiorcy. Nie minie pewnie kilka dni, kiedy IS (dawne ISIS) czy talibowie zorientują się, że takim sposobem można zablokować premierę każdego filmu, który, przykładowo, krytykuje religijny fundamentalizm. Ile będziemy musieli czekać, żeby usłyszeć groźby skierowane w kierunku produkcji odkrywającej troszkę więcej kobiecego ciała, albo promującej wolność wyznania czy wyboru orientacji seksualnej?

Bo cóż to za rzeczywistość, w której - skompromitowane i nic nie znaczące na arenie międzynarodowej - totalitarne państewko, przy użyciu gróźb, dyktuje prywatnej korporacji - która funkcjonuje w bogatych, demokratycznych i znaczących państwach - tematykę jaką wolno i nie wolno poruszać w jej komercyjnych produkcjach filmowych? Chociaż gdyby na siłę próbować znaleźć w tym pozytyw, to może społeczeństwo zwróci teraz większą uwagę na ten hermetyczny, pseudo-komunistyczny twór. W końcu zamiast testów rakietowych i gróźb wojny z Koreą Południową (do tego już przyzwyczajoną) autentycznie mówi on o atakach terrorystycznych na obiekty cywilne Zachodu. Jedno jest pewne - Sony bierze Koreę Północną bardziej serio niż rządy Japonii, USA i Korei Południowej razem wzięte.

I co może teraz - po takiej kompromitacji - zrobić Sony? Cóż, przy okazji ataków hakerskich wyciekły nie tylko wewnętrzne e-maile pracowników, czy scenariusze filmów, ale także różnorodne - bardzo archaiczne - strategie walki z piractwem. Sony od kilku dni traci w oczach zainteresowanych filmem widzów i może najlepszym sposobem na odwrócenie tej tendencji byłoby wrzucenie The Interview na torrenty - ot tak, po prostu, w ramach pokazania środkowego palca terrorystycznym prostakom z totalitarnego północnokoreańskiego bagna.

A ja jeszcze w kierunku terrorystów mogę skierować tylko jedną prośbę: zagroźcie Sony, że jeśli nie oddadzą praw do Spider-Mana Marvelowi, to zrobicie małe bum-bum w głównych siedzibach tej korporacji. Z góry dzięki.

[Update:] Oklaski za Obamy, któremu również nie spodobała się polityka Sony i który pokazał amerykańskie jaja nakładając nowe sankcje na Koreę. Film natomiast (swoją drogą bardzo słaby) okazał się finansową klapą - niby ukazał się w kilku kinach i na VOD, ale w ogólnym rozrachunku dystrybutor wyjdzie na minus.

czwartek, 4 grudnia 2014

Krótko i bezspoilerowo o Shadow of Revan


Shadow of Revan, czyli najlepsze co do tej pory spotkało Star Wars: The Old Republic. Nowy kierunek: skupienie się na fabule i fantastyczne udoskonalenia w gameplayu oparte na feedbacku graczy. Jak wyszło? Genialnie. Plan udał się znakomicie.

Krótko, po dwóch dniach zabawy, w punkach, plusy:
- Story. Wreszcie konkretna przygoda, podczas której można rozkoszować się kinowym doświadczeniem bez nudnych zapchajdziur czy rozpraszających misji pobocznych. Scenariusz i sam plan fabularny dopracowane do perfekcji! Smaku dodaje udoskonalona animacja i praca kamery.
- Wielkie, klimatyczne, pełne detali i piękne lokacje. Ilość mobów? Jak na lekarstwo, czyli koniec z męczącym doświadczeniem w stylu Makeb. Zarówno Rishi jak i Yavin 4 robią niesamowite wrażenie.
- Powrót historii klasowych w wielkim stylu. Do tej pory miałem przyjemność spróbować tylko dwóch, ale ilość emocji jakie mi misje te dostarczyły przewyższa chyba wszystko co przeżyłem do tej pory pod tym względem. Jeśli ktoś ciekaw przykładu, to tutaj (spoilerowo) historia mojej Jedi Sage.
- Nowe flashpointy i operacje są (jak zwykle) wplecione w fabułę, ale tym razem już nie trzeba martwić się o innych graczy: dodano opcję solo która działa wyśmienicie. Forged Alliances również można przejść teraz samodzielnie (i nawet podróżować za dużo nie trzeba, bo otrzymuje się żetony które teleportują z miejsca na miejsce). Czy to jeszcze MMO, czy już udane single player RPG z elementami multiplayer?
- Misje poboczne i dailies: są! Opcjonalne i nie rujnujące doświadczenia. Nie ograniczono się jednak do boksów z misjami (i ścianą tekstu), ale questy te rozdają pojedyncze NPC które do nas mówią (i którym odpowiadamy), ale bez przerywania rozgrywki i męczących cutscenek. Chcesz posłuchać? Zostań. Nie chcesz? Akceptuj i idź w swoją stronę. I co ciekawe, są one przeważnie krótsze i dużo bardziej urozmaicone pod względem sposobu ich rozwiązywania (strzelanie do statków też jest, ha!).
- Głosy! Wreszcie nowi aktorzy. I poziom aktorski wysoki. O niebo wyższy niż wcześniej. Nie wiem, może to jest kwestia już tego, że od dłuższego czasu męczyły mnie powtarzające się głosy, ale... czuć różnicę pod tym względem. I oczywiście smaku tutaj dodają świetnie napisane dialogi.
- Muzyka. Zaskoczyła, bo spodziewałem się sztucznych melodii rodem z Galactic Starfighter i Oricon. Muzyka jest klimatyczna i nawiązuje czasem w ciekawy sposób do Williamsa (te szepcące słowa z Duel of the Fates głosy na Yavin - cóż za doświadczenie), pojawiają się też nowe tematy, a także odświeżone starsze dźwięki.
- Masy pobocznych dodatków jak nowe frakcje w reputacji, gear, pety, mounty, dekoracje i zabawki. Dużo tego i naprawdę masa z nich jest do zdobycia przez zwykłą grę, nie mówię tutaj o nowym rzucie hypercrate (który również jest).
- Disciplines. Dużo przyjemniejsza forma customizacji postaci niż drzewka. Zmiany w alacrity zwiększają dynamikę walk, a nowe animacje dodają naszym postaciom jeszcze więcej epickości. Jest dobrze, chociaż co do balansu się nie wypowiem, bo na warzones jeszcze za dużo czasu nie spędziłem.
- Dużo nowych achievementów do zdobycia, również ukrytych i trudnych do wytropienia. Fajna rzecz dla odkrywców i kolekcjonerów (o ile nie idzie się krok po kroku za dulfy).
- Cały nowy content, czysto fabularnie, dostarcza kilkanaście godzin zabawy, czyli więcej niż większość współczesnych gier w trybie single player.
- Mnóstwo smaczków, takich jak np. takie trochę na lewo wprowadzenie cyklu zmiennych pór dnia (Rishi w jednej części ma dzień, w drugiej noc).
Z minusów:
- BioWare idzie w kierunku ujednolicania fabuły i gameplay'u dla obu frakcji (czyli nie walczą one między sobą, ale jednoczą się przeciwko jednemu wrogowi). Z jednej strony dobrze: mogą się skupić na jednej i dobrej historii, nie rozdrabniać, z drugiej: fatalnie, bo nie wiem na ile content ten jest przyjemny w kolejnym powtarzaniu. Mam w tej chwili 15 postaci na "dawnym endgame" (55), z czego dwie w drodze na 60 (nie spieszy mi się), ale mam wrażenie, że mogę się zmęczyć. Klasowe nowe misje są (to około 20 minut czystej fabuły), no ale otoczone chyba tym samym.
- O ile bugów nie doświadczyłem, to jeden jest delikatnie gamebreaking i sporo ludzi narzeka (jedno z ostatnich starć się blokuje). Do poprawy, ale pewnie sporo osób jest zirytowanych.
- Brak nowego contentu czysto PvP, czyli Warzones przede wszystkim. Rozumiem, że ich team PvP pracował nad zmianą całego systemu klasowego, ale... Teraz na endgame będę grał pewnie w większości znów to, także chciałbym jak najszybciej zobaczyć nowe lokacje w tej formie.
- Podobno (jeszcze JK nie grałem, takie są relacje) Lord Scourge znów nie ma nic do gadania w kwestii Revana. Haniebne przeoczenie.
- Brakuje jednej bardzo istotnej dla lore Yavina 4 postaci.
A co dalej?
Dodatek otwiera sporo drzwi, a oświadczenie BioWare, że mają powrócić przede wszystkim do opowiadania dobrych historii, na pewno pozytywnie nastawia co do przyszłości gry. Niech tylko dadzą więcej mapek na PvP.